Nie pozwólmy zazdrości psuć kobiecych przyjaźni
Wpisał: Jolanta Balicka   
17.03.2008.
 "The Times"
Jessica Brinton
To będzie bolesne, ale muszę być szczera. Kiedy koleżanka przyszła wczoraj do pracy w nowym żakiecie od Alexandra McQueena, kupionym za bezcen na wyprzedaży wzorów, miałam mieszane uczucia. Powiedziałam jej, że żakiet jest cudowny (co żadnym stopniu nie oddawało to mojego zachwytu), że skrojono go w sposób nadający jej kształty osy (jakby dosłownie był szyty na jej figurze), ale w głębi serca chciałam ją zabić.
Ten rodzaj emocji nie zaskoczyłby prof. Shere Hite, seksuolożki i historyczki kultury, która w latach 70. podsycała rewolucję seksualną swoimi sugestiami, że kobiety łatwiej osiągają orgazm dzięki masturbacji, niż podczas stosunku. Jej najnowsza książka "The Hite Report on Women Loving Women" (Raport Hite na temat kobiet kochających kobiety) to rozprawa o kobiecej przyjaźni i przyczynach jej niepowodzeń. Według autorki związki między dziewczynami podszyte są napięciem, które pcha nas do konkurowania, zamiast do zgody. Badaczka uważa, że gdyby udało się to napięcie pokonać, stanęłybyśmy u progu nowego rodzaju kobiecej siły, opierającej się nie na podkreślaniu własnej przewagi seksualnej, ale na wzajemnej pomocy.

Na pierwszy rzut oka, trafiła w sedno. Niepotrzebnie dręczymy inne dziewczyny. W dzisiejszych czasach nie przystoi już otwarta szarpanina a la "Dynastia". Konkurencja przybiera formę niezwykle wyrafinowanej gry w "jestem lepsza". Czy masz najnowszą torebkę Mulberry? Czy twoje dżinsy są skrojone według obowiązującej mody? Czy wrócisz do pracy po urodzeniu dziecka, a jeśli tak, to kiedy? Czy twoje dziecko przesypia noc? Nie? Ty biedaczko! Zgadywanie na dzień dobry wieku poznanej właśnie kobiety niewiele ma wspólnego z siostrzeństwem, podobnie jak nasza ponura fascynacja walącym się w gruzy życiem Britney Spears.

Nawet, jeśli nie próbujemy udowadniać swojej wyższości, pewnie nie oddajemy innym kobietom sprawiedliwości. Owszem, chwalimy nawzajem swoje fryzury, ale przyznajemy przyjaciółkom pośledniejsze miejsce niż mężczyznom. Mężatki narzekają, że ciężko im utrzymywać i zdobywać nowe przyjaźnie. Tylko raz pokłóciłam się na dobre z bliską przyjaciółką, a poszło o głupie nieporozumienie z powodu faceta. Piękne przyjaźnie w centrum telewizyjnych seriali typu "Seks w wielkim mieście" nie byłyby nawet w przybliżeniu tak intensywne, gdyby nie paliwo w postaci miłosnych kryzysów.

Jedynym serialem, który konsekwentnie skupiał się na relacjach między kobietami, był ”The L Word” traktujący o kalifornijskich lesbijkach. Nie może być przypadkiem, że to właśnie moje homoseksualne znajome zawierają najżywsze platoniczne przyjaźnie z innymi kobietami. Heteroseksualistki potrafią spędzać godziny, dnie i tygodnie na drobiazgowej analizie męskiego umysłu (prościutkiego mechanizmu zazwyczaj na to niezasługującego). A jak wiele czasu poświęcamy na zrozumienie przyjaciółek?

Niewystarczająco dużo – uważa Hite. Pisze, że zazdrość i agresja między kobietami to wyświechtane stereotypy i że kochamy się i potrzebujemy wzajemnie o wiele bardziej, niż jesteśmy skłonne przyznać. (…)

Sama nie najlepiej traktuję swoje przyjaźnie. Nieustannie poznaję jakieś nowe najlepsze przyjaciółki, ale kiedy minie pierwsza fascynacja jedne pozostają, a inne odchodzą. Hite obwinia o te rozstania brak instytucji uświęcającej przyjaźń w sposób, w jaki małżeństwo uświęca erotyczną miłość. – Cykl życia przyjaźni może przypominać rozwój romansu – mówi. – Narasta gwałtownie, a potem umiera, bo nie wie, co dalej ze sobą zrobić. Nie istnieje nic takiego, jak przyjacielskie wesele, a szkoda. Potrzebujemy jakiegoś określenia na miarę słowa "małżeństwo".
Według Hite, gdybyśmy traktowały nasze przyjaźnie z taką samą uwagą, z jaką traktujemy związki z mężczyznami, niewykluczone, że zaspokoiłyby wszystkie nasze potrzeby.

Czego nam trzeba? Większość ludzi potrzebuje domu, rodziny i emocjonalnej stabilności. – Bycie najlepszą przyjaciółką to świetna zabawa – mówi Hite - ale jako dorosłym nie wolno nam być z innymi kobietami, chyba że jesteśmy lesbijkami. To można zmienić. Druga osoba nie musi nas pociągać seksualnie, żebyśmy założyły z nią firmę, kupiły dom albo wspólnie wychowywały dzieci.

Biorąc pod uwagę dzisiejsze ceny domów i niedostatek cywilizowanych, dojrzałych emocjonalnie i wypłacalnych mężczyzn (że nie wspomnę o ciągle aktualnej stygmatyzacji samotnych kobiet), zamieszkanie z przyjaciółką wygląda na niezły plan. Problem w słowie na literkę "l".

No tak – lesbijki. Hite, która w 1985 roku poślubiła mężczyznę o 20 lat młodszego od siebie, uważa nas wszystkich za koszmarnie pruderyjnych. Doradza o wiele więcej fizycznej bliskości, a o niechęć do podążania za naturalnymi odruchami (żeby, na przykład, poprzytulać się na kanapie z najlepszymi przyjaciółkami albo razem się wykąpać) obwinia "niejasne podejrzenia i nieufność między kobietami". – Dlaczego fizyczna bliskość musi opierać się na zasadzie "wszystko albo nic": albo uprawiamy "prawdziwy seks", albo całkiem się nie dotykamy? – pyta w swojej książce. – Nasza kultura pozbawiona jest czułości. Dlaczego wolno nam jej szukać tylko w seksie?

Jak dowodzi dowolny dramat kostiumowy BBC, w czasach przed uznaniem safickiej miłości, kiedy przygodny seks mógł się skończyć wiecznym upadkiem, panie o wiele chętniej tarzały się wspólnie w sianie i zwracały do siebie per "najdroższa", nie martwiąc się bynajmniej, czy nie wyjdą na kogoś, kim nie są. (…)

Wydaje mi się, że Hite nie docenia siły związków między przedstawicielkami naszej płci. Jestem pewna, że bez dziewczyn nigdzie bym nie zaszła. Czysto kobiece kolacje są sceną rozmów o ważnych problemach (o pokoju na świecie też się zdarza pogadać), a ostatnio weszło w modę kończenie wszystkich telefonicznych rozmów słowami "kocham cię". Jednak właśnie dlatego, że tak bardzo je kocham, nie narzucałabym im się ani przez 24 godziny na dobę, ani tym bardziej przez całe życie.

Z chłopakami życie bywa łatwiejsze. Może w ich obecności lepiej się zachowujemy. Faceci są w końcu fizjologicznie przystosowani do przyjmowania naszych codziennych wzlotów i upadków. A może wiemy, że nie możemy przy nich przeciągać struny, bo stracą cierpliwość? (- Owszem – trzeźwo zauważa Hite, - mężczyzna nadal ma przewagę siły. Kobieta liczy się z nim w sposób, w jaki nie liczyłaby się z inną kobietą.)
Jaki by nie był powód, jakoś trudniej sobie wyobrazić, że z mężczyzną wszystko rozpłynie się w zawiści, frakcyjnej polityce i wykradaniu z szafy ulubionych rzeczy. Hite uważa, że na tym właśnie polega problem: nie dość sobie nawzajem ufamy, żeby interes przyjaciółek przedłożyć nad własny. Gdybyśmy tylko zaczęły widzieć w sobie siostry! Gdybyśmy zaczęły postrzegać seksowne wdzianko koleżanki nie jako zagrożenie, ale jako próbę zrobienia na nas wrażenia!

– Kobiety nie muszą być wrogami – mówi Hite. – Oczywiście nie każda kobieta musi lubić inne, nie ma takiej potrzeby. Zawiść nie zniknie, jest czymś normalnym. ?le jednak, kiedy nasz umysł stale jest nastawiony na rywalizację. Jeżeli jakaś kobieta zrobi na nas wrażenie, powinnyśmy sobie powiedzieć: "ona może wzbogacić moje życie".

Hite opisuje nową strategię "siły spokoju" w miejscu pracy. Kobiety zmieniają swoje zawodowe relacje, zakładając wspólnie firmy, organizując programy mentoringowe i przesterowując społeczne nastawienie z konkurencji na współpracę. Kto wie, może nawet uda nam się bardziej polubić Hillary Clinton?

Zadanie jest poważne - Hite oczekuje, że przestaniemy myśleć o byciu najlepszą, a to niełatwe. Ciężko się pozbyć pragnienia, żeby być Ivanką Trump na posiedzeniu zarządu, Nigellą w kuchni, Angeliną przy dzieciach, a w sypialni - wszystkimi trzema. Czy naprawdę jesteśmy gotowe w imię przyjaźni usunąć się i pomóc innym kobietom szybciej piąć się w górę (nawet jeśli jest prawdą to, co napisała dwa tygodnie temu Susan Pinker, że jesteśmy biologicznie zaprogramowane, żeby na pewnym etapie wycofywać się z konkurencji)? Czy nas na to stać? - To grząski i przerażający, niezbadany grunt – mówi Hite. – Ale kobiety zbudują długoterminową przyszłość na swoich szczęśliwych, owocnych relacjach, na czym bardzo skorzysta całe społeczeństwo.

Jest grupa, której na to przyjęcie nie zaproszą. – Mężczyźni twierdzący, że czują się wykastrowani, to nic nowego – replikuje Hite. – I niezmiennie obwinia się o to kobiety.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko pochwalić koleżankę za jej świetny gust, tak podobny do mojego, szczerze się przyznać do własnej pazerności i urazy, a potem poprosić ją, żeby kiedyś przyniosła żakiet do biura i może mi go pożyczyła. Czy to takie trudne?
Zmieniony ( 17.03.2008. )